1.10.2015

Pilecki - Śladami mojego taty - recenzja



23 września miała swoją premierę książka o pułkowniku Witoldzie Pileckim zatytułowana: "Pilecki. Śladami mojego taty". Premiera książki zbiegła się z wejściem na ekrany polskich kin filmu "Pilecki". Nie jest to przypadek, bowiem autorzy książki, mają bardzo wiele wspólnego z filmem.

Książka ma nader ciekawy schemat prowadzenia narracji. Z jednej strony jest to wywiad rzeka, przeprowadzony z synem pułkownika Pileckiego, Andrzejem, przez Mirosława Krzyszkowskiego (reżyser filmu i współscenarzysta) i Bogdana Wasztyla (współscenarzysta i producent filmu, a zarazem  pomysłodawca "Projektu: Pilecki"). 

Z drugiej strony, autorzy postarali się abyśmy poznali jak najwięcej detali z produkcji filmu. Mamy tutaj bowiem szczegółowe opisy pracy na planie. Poznajemy aktorów oraz miejsca w których kręcony jest "Pilecki". To co uderza w tych opisach to liczne problemy natury technicznej czy logistycznej, wynikające z braku odpowiednich funduszy (państwo polskie nie dołożyło się do produkcji ani złotówki!). Nie ulega jednak wątpliwości, że taki schemat książki jest dosyć oryginalny i dodaje kolorytu lekturze.

Mnie osobiście bardziej przypadły do gustu fragmenty, w których pan Andrzej opowiada o swoim ojcu. Możemy wtedy lepiej poznać jednego z najodważniejszych ludzi XX wieku. Zapewne niewielu z nas słyszało o tym, że Witold był artystycznie uzdolniony. Nie został jednak "etatowym" artystą. Wybrał pracę w rodzinnym gospodarstwie. Był cenionym społecznikiem i propagatorem nowoczesnych form uprawy roli. 

Dokonania wojskowe Witolda Pileckiego docierają do coraz szerszego grona ludzi i to nie tylko w Polsce (czytaj: Książka o Witoldzie Pileckim ukazała się w... Japonii!). Jednak to jakim był człowiekiem, mężem i ojcem w pełni odkryjemy dopiero w tej pozycji. Zwierzenia Pana Andrzeja są bardzo intymne. Nieraz zakręciła mi się łezka w oku kiedy opowiadał o sielankowym, przedwojennym życiu w rodzinnych Sukurczach, żeby niedługo potem przejść do dramatycznych opisów pobytu Witolda w Auschwitz. 

W książce "Pilecki. Śladami mojego taty" Pan Andrzej opowiada nie tylko o swoim ojcu. Opisuje również swoją historię życia w powojennej Polsce, m.in. problemy z dostaniem się na studia czy inne przeciwności związane z tym, że był dzieckiem "bandyty". Jest tutaj również przedstawiona walka o przywrócenie dobrego imienia Witoldowi Pileckiemu w już niepodległym kraju. Niestety wciąż nie odnaleziono szczątków bohatera Europy. Pan Andrzej nie traci jednak wiary.

Książka zawiera bardzo wiele czarno-białych zdjęć, które przypadły mi do gustu. Jednak dodatkiem, który spodobał mi się najbardziej są kolorowe fotografie z planu filmowego. Za to ogromny plus. Natomiast minusa muszę dać za korektę tekstu. Kilka razy rzuciły mi się w oczy błędy w tekście.

Podsumowując, książka "Pilecki. Śladami mojego taty" to pozycja godna uwagi, którą "pochłania" się w błyskawicznym tempie. Raz wzrusza, a raz bawi. Idealna lektura na jesień. Moja ocena to 7.5/10. Polecam!

Tytuł: Pilecki. Śladami mojego taty,

Wydawnictwo: Znak Horyzont,

Rok wydania: 2015,

Oprawa: Twarda


Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy od Wydawnictwa Znak Horyzont. Dziękujemy!

Wpis dodany 01.10.2015 roku.

26.09.2015

Czekolada - Tajna broń II WŚ?

Amerykańscy żołnierze podczas II wojny światowej nie musieli martwić się o wyżywienie. Dostawali odpowiednie racje żywnościowe. W ich skład wchodziła tabliczka czekolady. Niezwykłej czekolady!


Na zdjęciu jedna z racji K, w której skład wchodziła specjalna czekolada, źr./wikimedia commons
"Jak ugotowany ziemniak"

W 1937 roku, kapitan Logan, jeden z amerykańskich oficerów odpowiedzialnych za wyżywienie armii, przybył ze specjalną misją do fabryki czekolady Hersheya w Pensylwanii. Podczas spotkania z głównymi chemikami owej firmy, przedstawił propozycję stworzenia produktu, który w znaczący sposób przyczyni się do przetrwania żołnierzy podczas ewentualnej wojny. Ostatecznie zadecydowano o wyprodukowaniu niezwykle pożywnej czekolady, która nie będzie rozpuszczać się w dłoniach. Dodatkowo miała być niezbyt smaczna, aby żołnierze nie zjedli jej na samym początku, lecz zachowali na wszelki wypadek, kiedy nie będą już mieli czym się pożywić. Kapitan Logan powiedział, że ma smakować jak „ugotowany ziemniak”. Od stycznia 1942 roku do końca II wojny światowej, fabryki Hersheya wyprodukowały ponad 400 milionów tabliczek tej specjalnej czekolady. W jej składzie znalazły się: masło czekoladowe, kakao, cukier (niewiele), śmietanka w proszku, barwniki, wanilia oraz dużo witaminy B1.

"Tajna broń Hitlera"

Opinie o smaku tej czekolady były skrajnie różne. Amerykańskim żołnierzom nie przypadła do gustu. Smakowała jak mydło czekoladowe. Była tak niedobra, że nazywali ją żartobliwie „tajną bronią Hitlera”. Jednakże potrafili docenić jej wartości odżywcze. W trudnych chwilach, na przykład przed bitwą, dawała im dodatkową energię potrzebną do walki z wrogiem. Natomiast europejscy cywile, których Amerykanie częstowali czekoladą, wypowiadali się o niej wyłącznie pozytywnie. Zapewne dlatego, że większość z nich była niedożywiona. Nie ulega jednak wątpliwości, że dając czekoladę zwykłym obywatelom, żołnierze amerykańscy zyskiwali sympatię, nawet wśród niemieckiej ludności. Było to korzystne z psychologicznego punktu widzenia. Za produkcję tej specjalnej czekolady, zwanej po wojskowemu „racją D”, fabryki Hersheya otrzymały pięć nagród wojskowych. Pokazuje to, że te wyroby w znaczący sposób pomagały amerykańskim żołnierzom, którzy walczyli podczas II wojny światowej.

"Czekolada na niespanie"

Co ciekawe, specjalnych czekolad używali również Brytyjczycy. W znaczący sposób pomogły one lotnikom podczas bitwy o Anglię. Zmęczeni piloci, którzy po kilka razy dziennie musieli startować do boju, z radością przyjmowali dodatkową dawkę energii, która stawiała ich na nogi. Amerykańskich czekolad skosztowali również polscy powstańcy. Były one zrzucane przez alianckich pilotów nad walczącą Warszawą w sierpniu i wrześniu 1944 roku. Polacy nazywali ją czekoladą „na niespanie”.

Źródła:

Stephen E. Ambrose, Obywatele w mundurach, Warszawa 2014
T.W Burger, Chocolate! The wars secret weapon w: America in WWII Magazine, Luty 2007

Wpis dodany 26.09.2015

8.09.2015

15.08.2015

"...Nie było dumniejszych ludzi w całej Rzeczpospolitej, niż we Lwowie"


"... W Polsce każdy ma coś ze Lwowa, stąd jest piękno, honor i duma. I tak naprawdę wszyscy jesteśmy Lwowianami. To stąd ponoć wyszło powiedzenie o dumnych Polakach, nie skundlonych jak w Kongresówce i nie zadających sobie tego wiecznego pytania tchórzy: walczyć, czy nie walczyć. Dlatego Piłsudski, szykując się na wojnę o niepodległość, skierował tu swoje pierwsze kroki... I nie było chyba dumniejszych ludzi w całej Rzeczypospolitej, niż we Lwowie...".

Książka Wiesława Budzyńskiego zatytułowana "Miasto Lwów" nie jest zwykłą pracą prezentującą losy tego pięknego miasta od jego powstania, aż do dnia dzisiejszego. Autor bowiem skupił się na dwóch aspektach. Pierwszym z nich jest przedstawienie najważniejszych postaci, które miały wpływ na rozwój przemysłowy i kulturalny Lwowa. Znajdziemy tutaj, krótkie aczkolwiek ciekawe biografie takich osób jak: Ignacy Łukasiewicz ("król nafty"), Artur Grottger czy Jan Henryk Rosen (sławni malarze). Drugim, znacznie obszerniejszym tematem tej książki są dzieje Lwowa i jego mieszkańców podczas II wojny światowej.


"Barbarian ante portas"
Gawędziarski styl, z którego znany jest Pan Wiesław Budzyński, gdzieś znika, kiedy na kartach opowieści docieramy do września 1939 roku. "Najazd Azjatów" dokonał się błyskawicznie. Wystarczyło kilka dni pobytu Sowietów we Lwowie, aby zohydzić wygląd miasta. Piękna architektura skryła się za kiczowatymi płachtami sowieckiej propagandy. Z jednej z nich spozierał Józef Stalin. W pobliżu pomnika Sobieskiego, Sowieci postawili budowlę ku czci ZSRR. Nie ze spiżu ani z brązu, lecz z ... drewna oblepionego betonem. Czerwona zaraza obległa miasto tak samo jak żołnierze Armii Czerwonej oblegli sklepy. Nigdy nie widzieli takiego dobrobytu i cywilizacji. Niektórzy niszczyli wszystko co wydawało im się obce i czego nie rozumieli. Hrabina Lanckorońska opisała zachowanie jednego z tych żołdaków, który wprosił się do jej mieszkania: "...wyrzucił z kuchni wszystkie bardziej skomplikowane urządzenia. Szczególnie groźną postawę zajął wobec instalacji wodociągowej. Już Andzia mnie uprzedziła, że coś jest źle, bo on daje nura do klozetu. Na drugi dzień latał już za nią z rewolwerem, oskarżając o sabotaż. Za jej sprawą bowiem woda po pociągnięciu za łańcuszek nie spływa bez przerwy, tak że on nigdy nie może nadążyć z umyciem głowy...".


Rasa Panów
Dobre stosunki radziecko-niemieckie trwały niespełna dwa lata. Hitler w czerwcu 1941 roku napadł na Związek Sowiecki. Jednego agresora zastąpił kolejny. Jednakże Sowieci, a dokładnie NKWD zanim opuściło Lwów dokonało strasznej rzezi na przetrzymywanych więźniach, w ogromnej mierze więźniach politycznych. Wielu z nich rozstrzelano, a ciała zamurowywano w więziennych lochach. Życie pod okupacją niemiecką nie było jednak lżejsze. Budzyński opisał m.in. akcję lwowską (zamordowanie lwowskich profesorów) oraz duży udział w niej Pietera Mentena (jednego z największych handlarzy zrabowanych dzieł sztuki podczas II wojny światowej. Menten po wojnie zamieszkał w Holandii, gdzie żył jak bogacz). Z książki dowiemy się coś niecoś o zaginięciu Eugeniusza Bodo oraz całkiem sporo o bohaterach lwowskiej konspiracji.



Tragedia na Wołyniu
Pan Budzyński doskonale opisał masakrę Polaków dokonaną przez Ukraińców na Wołyniu. Szczególną uwagę poświęcił roli kościoła unickiego, którego kapłani często inspirowali swoich słuchaczy do mordów na ludności polskiej ("... dość już Lachy paśli się na ukraińskiej ziemi, wyrywajcie każdego pionka (pieńka) z korzeniami"). Metropolita Andrzej Szeptycki, który przewodził temu kościołowi jest teraz wynoszony na ołtarze przez papieża Franciszka. Zachowanie jego kapłanów było przepełnione nacjonalizmem ukraińskim. Nie dziwi więc fakt, że potem Sowieci z taką zaciekłością starali się zlikwidować duchowieństwo unickie.

Na ratunek kulturze
Druga okupacja sowiecka rozpoczęła się w 1944 roku. Nowe porządki przyniosły ze sobą kolejne zniszczenia polskiej kultury. Profesorowi Mieczysławowi Gebarowiczowi, który jeszcze podczas okupacji niemieckiej opiekował się zbiorami Ossolineum zawdzięczamy bardzo dużo zachowanych eksponatów i księgozbiorów. Niestety zmarł on w 1984 roku. Do ostatnich swoich dni nie mógł się pogodzić z odebraniem Polsce Lwowa. 

Ocena
Książkę polecam wielbicielom Lwowa oraz polskiej historii. "Miasto Lwów" jest bogato ilustrowane i wydane na dobrej jakości papierze. Do wad należy zaliczyć, miejscami chaotyczną strukturę opowieści (np. opisując zaginięcie Eugeniusza Bodo, autor kończy swoją narrację w pewnym punkcie po czym odsyła nas do przypisów, gdzie znajdziemy ciąg dalszy). Moja ocena to 7.5/10.

Dodane 15.08.2015

Autor: Wiesław Budzyński,
Tytuł: Miasto Lwów,
Wydawnictwo: Świat Książki,
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2014,
Okładka: Twarda,
Liczba stron: 368

9.08.2015

Książka o Witoldzie Pileckim ukazała się w... Japonii!



Nakładem wydawnictwa Kodansha, jednego z największych wydawnictw w Japonii, ukazała się książka o pułkowniku Witoldzie Pileckim. Jej tytuł brzmi: "Człowiek, który na ochotnika zgłosił się do Auschwitz". Praca liczy 274 strony. Jej autorem jest Koji Kobayashi. 

Autor prezentując biografię polskiego pułkownika, nakreślił jednocześnie sytuację Polski podczas II WŚ. Dzięki temu, japońscy czytelnicy będą mogli lepiej zapoznać się z trudnymi losami naszego kraju.

Mieli zostać wyklęci, a stają się nieśmiertelni!

Zródło: nowastrategia.org.pl

Dodane: 09.08.2015

27.01.2015

Roger Fenton - pierwszy fotograf wojenny w historii


W dzisiejszych czasach standardem są materiały filmowe oraz zdjęcia z toczących się na całym świecie konfliktów zbrojnych. Do połowy XIX w., w dobie pierwszych aparatów fotograficznych pokazywanie opinii publicznej fotografii było czymś nierealnym. Mało kto wie kim była osoba, która jako pierwsza uwieczniła na zdjęciach obraz wojny. Był nią Brytyjczyk Roger Fenton. Spędził on kilka miesięcy na Krymie (a konkretnie od 8 marca do 26 czerwca 1855 r.), dokumentując na fotografiach wydarzenia toczącej się wtedy wojny krymskiej.

17.01.2015

Dzień Armii Czerwonej - święto obchodzone w rocznicę... klęski Armii Czerwonej!



23 lutego 1918 roku, młoda Armia Czerwona pokonała kajzerowskie Niemcy w bitwach pod Pskowem i Narwą. Tyle sowiecka propaganda. Tak naprawdę, komuniści ponieśli zawstydzającą porażkę!

4.01.2015

Popularne Wpisy

Nasz Sklep

Instagram

Odsłony

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Nasze Grafiki